Marcin Piasecki: Gdzie naukowcy mogą odnaleźć swoje miejsce na swoje rozwiązania, na swoje wynalazki? Oczywiście w ramach transformacji energetycznej.
Mariusz Janik: Niemal w każdym obszarze. Mamy po pierwsze problem związany z dekarbonizacją. Cała branża energetyczna jako największy dostawca dwutlenku węgla do atmosfery musi zadbać o to, żeby emisję jak najbardziej redukować. I tu otwierają się pola do innowacji, na przykład dla rozmaitego rodzaju technologii wychwytywania dwutlenku węgla, które są dziś w powijakach. Inny obszar to oczywiście odnawialne źródła energii. Tutaj raczej chodzi o doskonalenie istniejących technologii, podnoszenie ich efektywności, bo system oparty na OZE - jak mawiają energetycy - jest systemem niestabilnym. OZE produkują energię wtedy, kiedy świeci słońce lub wieje wiatr. Natomiast w momencie, kiedy mamy do czynienia z nadprodukcją, ta energia może zostać zmagazynowana.
Czytaj więcej
Mamy świetnych matematyków, informatyków i zespoły badawcze, ale brakuje mostów między światem na...
Marcin Piasecki: Właśnie - bardzo dużo mówi w tej chwili w branży o magazynach energii. To jest przyszłość, jeżeli chodzi o stabilizację systemu. Czy tutaj może wkroczyć nauka ze swoimi rozwiązaniami, ze swoimi wynalazkami?
Mariusz Janik: Nauka próbuje tu wkraczać w tym sensie, że efektywność pracy magazynów energii jest systematycznie zwiększana. Same magazyny nie są szczególnie innowacyjną technologią, natomiast potrzebują dużo innowacji w zakresie tego, ile energii będą w stanie zmagazynować. Również w zakresie żywotności, przecież każda bateria, akumulator jest przewidziany na ileś cykli ładowania i rozładowania. Chodzi o to, aby tych cykli było jak najwięcej, żeby nie były to inwestycje na dwadzieścia lat, tylko na przykład na trzydzieści. No i oczywiście też pewnie trzeba się zastanowić nad tym, co tam w tych akumulatorach jest. Pierwiastki, które są trudno dostępne z punktu widzenia Europy czy Polski, zastępować tym, co jest szerzej dostępne i bardziej przyjazne dla środowiska w procesie recyklingu.
Marcin Piasecki: W Polsce powstaje też zupełnie nowa gałąź OZE czyli morskie turbiny wiatrowe. Czy tutaj jest jakieś pole do popisu dla polskiej nauki? Czy te technologie są opanowane i raczej chodziłoby o to, żeby szkolić specjalistów, którzy tego rodzaju rozwiązania są w stanie obsługiwać?
Mariusz Janik: Na naszym kawałku Bałtyku pewnie będziemy stawiać sprzęt produkowany gdzie indziej, bo w Polsce relatywnie niedużo fabryk czy firm produkuje na offshore.
Marcin Piasecki: Jednak istnieją, z tym że są własnością międzynarodowych koncernów.
Mariusz Janik: I też skala ich działania nie jest szczególnie porażająca. Czyli podejrzewam, że będzie to sprzęt kupiony za granicą i w tej sferze niewiele mamy do powiedzenia jako biznes i jako nauka. Po prostu bardziej chodzi o zarządzanie tym, co zostanie zbudowane. Drugi obszar to kształcenie kadr. Tutaj jest wielka presja, żeby uczelnie wykształciły specjalistów, którzy będą zajmować się OZE, nie tylko w wymiarze offshore, ale w skali całego kraju. I na to powinien się przygotować świat nauki. I trzecia sfera to po prostu badania naukowe, zwłaszcza w offshore. Wraz z rozwojem tego sektora pojawiają się nowe zjawiska, takie jak kradzież wiatru.
Marcin Piasecki: Kradzież wiatru?
Mariusz Janik: Tak. Wiatr wpadający w turbinę jest silniejszy od wiatru, który przez nią przenika. W sytuacji, gdy wiatr przechodzi przez całą farmę wiatrową, to taki warkocz osłabionego powiewu może ciągnąć na kilkadziesiąt kilometrów, a w szczególnych warunkach na sto kilometrów. Na Bałtyku, który nie jest przecież szczególnie duży może dojść do sytuacji, w której farmy będą sobie nawzajem osłabiać ten wiatr, czyli w pewnym sensie kraść jego siłę. Farmy położone przy brzegu będą miały najsilniejszy wiatr, największą produkcję, a te dalej - słabszą. Branża sama tego nie oceni i nie powie, co z tym zrobić. To muszą zrobić naukowcy, którzy zajmują się właśnie tymi zjawiskami. I tutaj jest olbrzymia rola dla nauki.
Czytaj więcej
Najwyższe średnie i medianowe wynagrodzenia osiągają absolwenci uczelni technicznych, ekonomiczny...
Marcin Piasecki: A czy tego rodzaju obszary zainteresowań naukowych otwierają się również w przypadku energetyki jądrowej? Jesteśmy coraz bliżej, jeżeli chodzi o budowę reaktorów w Polsce.
Mariusz Janik: Tu znów istnieje kilka obszarów, o których możemy rozmawiać. Podstawowy, klasyczny obszar, w którym nauka miałaby i ma dużo do powiedzenia, to ulepszanie istniejących technologii. Dzięki ludziom, którzy mają odpowiednie know how, przeszliśmy bardzo długą drogę od reaktorów, które doświadczały awarii, do reaktorów, które przynajmniej od dłuższego już czasu awarii nie miały. Czyli sfera pewnego doskonalenia technologii i innowacji, które są wprowadzane w produkcie, które niby już znamy, ale w pewnym sensie bardzo go zmieniają. Druga sfera to ponownie kształcenie kadr. Tu polska nauka będzie musiała powrócić do pewnych praktyk. Potrzebujemy, jeśli wystartuje nasz program atomowy od 500 do 800 specjalistów do obsługi jednego obiektu czy kilku reaktorów jednej elektrowni. Jeśli planujemy ich dwie czy trzy, to już dochodzimy pewnie gdzieś do dwóch tysięcy. Powinniśmy tych ludzi nie ściągać ze świata, tylko mieć ich tutaj. I tu jest rola oczywiście świata nauki.
Poza tym mamy przynajmniej dwa obszary, w których innowacje mogą sporo namieszać. Jeden to małe, modułowe reaktory. Są to wciąż technologie na poziomie startupu przechodzącego procesy licencjonowania, sprawdzania, testów, ulepszania przez konstruktorów i naukowców. I wreszcie na koniec mamy zupełnie futurystyczną technologię, czyli reaktory fuzyjne i proces, który jest znacznie bardziej efektywny energetycznie w produkcji energii od procesów, które są w dzisiejszych reaktorach. To też olbrzymie pole do działania dla nauki.